MACIERZYŃSTWO

BLW – rozpoczynamy rozszerzanie diety. Jak się przygotować?

Witam, witam! Miałam ruszać z kopyta o tym jak to u nas przebiega. Tymczasem może warto zacząć od tego co to jest to BLW? Co to w ogóle za metoda? I od kiedy to istnieją metody na rozszerzania diety dziecku? Obracam się w środowisku takich mam, które znają blw, a ja idę ich śladami i pochłaniam ich wiedzę i doświadczenia. Nie będę ukrywała, że przymierzałam się do kursu online i poszło mi… średnio? Być może dlatego, że miałam już podstawowe wskazówki od mojej przyjaciółki, która jest weteranem blw. Wolę praktykę i doświadczenie w tym przypadku.

O CO CHODZI W TYM BLW?

Po krótce, bo podejrzewam, że 90% osób czytających ten post zna odpowiedź. Internet mówi, że „BLW (Baby-led-Weaning) to metoda rozszerzania diety dziecka (a tłumacząc dosłownie: odstawienia od mleka). Polega na tym, że to dziecko steruje całym procesem, a nie dorośli. My – rodzice czekamy na gotowość dziecka do samodzielnego jedzenia, a następnie podążamy za nim, proponując takie same posiłki, jakie sami jemy”. Z mojej wiedzy dzięki tej metodzie dajemy dziecku wybór i swobodę w poznawaniu nowych smaków, faktur. Pamiętajmy jednak, że to mleko matki, bądź mieszanka jest podstawą diety dziecka do 1 roku życia. W każdym razie ja nastawiłam się na to, że pierwsze pół roku to będzie zabawa, próbowanie, a nie „najadanie się”. Metoda ta nie wyklucza też podawania klasycznych i znanych wszystkim „papek”. Dostałam taką radę i staram się jej trzymać, że rozszerzanie diety ma być przyjemnością i przygodą, a nie stresem związanym z zadławieniem, czy przygotowaniem posiłków.

KIEDY WIADOMO, ŻE DZIECKO JEST GOTOWE?

Przyznam szczerze, że jedyne co wiedziałam to, że rozszerzanie diety oraz dopajanie wodą rozpoczyna się po ukończonym 6 miesiącu życia dziecka. U nas przyszło to dość naturalnie. Nie czekałam aż wybije godzina zero i Majka skończy 6 miesięcy. Widziałam po niej, że zaczyna być gotowa. Z ciekawością patrzyła jak dorośli jedzą (jakby sama miała już ochotę), podkradała jedzenie z rąk, chciała próbować. Był to akurat przełom 6 miesiąca, więc nie zastanawiając się za bardzo, zdecydowaliśmy, że to już czas na wprowadzanie stałych pokarmów. Według mnie każdy maluch ma swoje tempo i idzie indywidualnym tokiem rozwoju. Twoje dziecko może być gotowe w 5, jak i dopiero w 7 miesiącu życia. Nie ma co na siłę przyspieszać tego (jak i innych) procesu.

JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ?

Można wykupić kursy online, bądź zaczerpnąć wiedzy od tych doświadczonych osób, co już mają to za sobą – i to szczerze polecam! Jak robię swoją pierwszą zupkę i mam szereg pytań to łapię za telefon i pytam koleżanek, zamiast grzebać w kursie. Za to kurs pierwszej pomocy na pewno uspokoi Wasze głowy przed rozpoczęciem rozszerzania diety. Jeżeli chodzi o praktyczne przygotowanie, to u nas był to zakup krzesełka do karmienia z IKEA – ANTILOP, zestaw silikonowych naczyń BEABA, bidon ze słomką B.BOX i silikonowy śliniak z kieszonką PIAMBO.

Do krzesełka ANTOLOP warto dokupić sobie osobno wypełniacz(taka poduszka do krzesełka), pokrycie na wypełniacz i podnóżek. Taki zestaw krzesełko + poduszka + pokrycie wyszedł około 90 złotych. Patrząc na ceny innych krzesełek na rynku to na prawdę niewiele, a spełnia swoją funkcję w 100%. Łatwo się montuje, domywa, pokrowiec dobrze się pierze. Poduszka stabilizuje dziecko, kiedy jeszcze nie siedzi samodzielnie. Zaś kiedy nasz maluch podrośnie, to w każdej chwili można wyciągnąć wypełniacz. Podnóżek to dodatkowy koszt około 50 złotych, można zakupić go chociażby na Allegro, czy OLX i wbrew pozorom spełnia ważną funkcję, „..brak podnóżka zmniejsza stabilność tułowia, i wpływa na postawę całego ciała: ułożenie bioder, kręgosłupa, ramion i głowy”.

Co do zestawu naczyń to polecam wybierać te z antypoślizgową przyssawką. W naszym zestawie znajduje się talerzyk, miseczka, łyżka i kubeczek, co w zupełności wystarcza na start do użytkowania w domu (ewentualnie może przydać się jeszcze jedna łyżeczka). Koszt tego zestawu z firmy BEABA to około 100 złotych. Dość często wyjeżdżamy do rodziców na kilka dni więc nie ukrywam, że wypada nam zaopatrzyć się w kolejny zestaw i być może przetestujemy komplet z innej firmy.

Bidon ze słomką firmy B.BOX również dostaliśmy w prezencie i był to strzał w 10! A ja wiem, że Ciocia już testowała i wiedziała co kupuje! 🙂 Majka pierwszego dnia pogdryzała dziąsłami słomkę nie wiedząc za bardzo do czego to służy. Aczkolwiek wystarczyło jej dwa lub trzy dni do „ogarnięcia tematu” i zaczęła pić wodę. Słomka ma obciążenie(dowiedziałam się od jednej z Was do czego to służy, ha!) co daje możliwość dziecku trzymania bidonu w dowolnej pozycji. Na końcu słomki jest również zabezpieczenie, dzięki któremu woda z przechylonego bidonu nie wylewa się. Koszt to około 60 złotych. My dopiero zaczynamy przygodę ale widzę u innych, że bidon służy przez wiele miesięcy.

Silikonowych śliniaków w Internecie jest cała masa.. Od tych za 10 złotych do tych za 80. Lubię rzeczy ładne, więc pierwsze co, to obejrzałam te pudrowo różowe i zaczęłam się zastanawiać… Czy serio potrzebujemy śliniaka za stówkę? Pytanie chyba jest retoryczne.. Tak więc znalazłam na Allegro śliniak z kieszonką firmy PIAMBO w pastelowych odcieniach za 12 złotych i oto jest. Podejrzewam, że wcale nie gorszy, jeżeli chodzi o funkcjonalność od tych droższych. 🙂 Miałam też kilka używanych bawełnianych śliniaków w dobrym stanie i polecam mieć jakiś w zapasie np. w momencie kiedy dziecko nie je, a tylko pije.


W tej części to by było na tyle. Miało to być wprowadzenie w temat wg mnie, czyli nowicjuszki. Mam nadzieję, że w miarę szybko uda mi się napisać część drugą, w której opowiem o tym jak wyglądały pierwsze próby i jak nam idzie dalej. Jakie produkty poszły na pierwszy ogień i czy robiłyśmy to książkowo.